Blogosfera rośnie w siłę. Mogłoby się wydawać, że już od jakiegoś czasu jest na tyle „zadomowiona” przez kolejne tysiące blogów, traktujących o wszystkich możliwych tematach, pisanych w każdy, wyobrażalny i niewyobrażalny sposób, że rozpoczynanie przygody z tworzeniem własnego bloga mija się z celem. Czy zatem warto i jakich pułapek można uniknąć, tak aby szybciej osiągnąć założone cele?
Ja i mój blog
Po pierwsze – jeśli od dłuższego czasu „chodzi” za nami nasz własny blog i motywacja wciąż znajduje się w stanach co najmniej średnich, a na pewno nie znika – warto spróbować. A jeśli już słowo, a raczej zamierzenie „stanie się ciałem” (techniczne założenie bloga to dziś kwestia chwili) ustalmy nasze blogowe „credo”, które będzie nas prowadziło również wtedy, gdy będziemy mieć słabsze dni i być może nawet zaczniemy się zastanawiać nad porzuceniem bloga.
Gdyby spytać doświadczonych blogerów o jedno słowo, które opisałoby sposób na osiągnięcie „blogosukcesu” – można założyć, że „autentyczność” plasowałaby się w czołówce. Bez pomysłu na prowadzenie bloga i wewnętrznego przekonania, że dysponujemy własnym stylem wypowiedzi, trudno myśleć o udanym blogowaniu.
Motywacja, która jest inspiracją do rozpoczęcia przygody z blogowaniem, pomysł, autentyczność i własny styl – to jedno.
Kolejną niezbędną cechą, w którą należy się wręcz uzbroić jest… cierpliwość. Bez niej, na pewno nie osiągniemy tego, co założyliśmy. Musimy sobie zdawać sprawę, że konkurencja, nawet w naszej niszy (choćby była związana z grupą odbiorców zaliczających się do dość hermetycznych kręgów) i tak jest duża. Bycie zauważonym w blogosferze to wypadkowa naszych działań, ale również tego, co nazywamy „szczęściem”. Utrzymanie, budowanie i powiększanie zainteresowania, to już przede wszystkim nasza praca, czy ciężka? To zależy od kilku czynników.
Kto nie marzy o takiej sytuacji, że nie zmusza się do pracy, ponieważ stanowi ona nasze hobby. Tak może być z blogowaniem – musimy tę szczególną aktywność po prostu lubić. Wszystkie działania powinny się jednak opierać na pewnym „szkielecie”, bez którego wszystko się „posypie”.
Z jednej strony warto zatem wspomagać się poradami innych, ich sposobami na sukces, ale zawsze musimy na te kwestie patrzeć z dystansem, ponieważ droga każdego jest inna, podobnie jak blog – nie ma identycznych i o to przecież chodzi! Zawsze używajmy swego rodzaju „sita”, jakim jest nasza osobowość, dotychczasowe doświadczenia (znajomość merytoryczna tematyki, która stanowi przedmiot bloga, przeczytane lektury, obejrzane filmy, spektakle, podróże itp.). A jeśli jesteśmy już przy „świecie podróży” – świetnie opisywaną wyżej zasadę zobrazuje taki przykład:
Jesteśmy np. w Rzymie. W Internecie znajdziemy miliony materiałów na temat Wiecznego Miasta (nie wspominając o książkach, albumach, wystawach itp.), do tego mnóstwo vlogów, blogów itd. Dlaczego więc niemal każdy chciałby ów Rzym zobaczyć „we własnym imieniu”, ten Rzym – przeżyć? Mimo, że obiektywnie jeden – dla każdego ma swój własny, szczególny wymiar. Chcesz się nim podzielić z innymi, uważasz, że Twoje spojrzenie np. na określony „detal” – architektoniczny, „detal” rzymskiej codzienności, kulinarny itp. będzie stanowił dla odbiorców jakieś novum, perspektywę, która i dla nich okaże się inspirująca?
Na tym polega blogowanie, które może się okazać udane – pod warunkiem, że zawsze „pieczę” nad nim będzie sprawować cierpliwość. W końcu… nie od razu Rzym zbudowano!
Ja, mój blog i „oni” – blogosfera
Niezależność, pasja, indywidualny styl (ważne, aby nie był przesadnie „udziwniony”) – to jedno. Drugim filarem sukcesu jest umiejętne funkcjonowanie w blogosferze – musimy pamiętać, że jest to sieć różnych powiązań. Postawmy więc na interakcję – zdobywajmy kontakty, komentujmy, uczestniczmy w dyskusjach – jeśli pozostawimy „ślady” – na pewno ktoś zdecyduje się, właśnie wiedziony ich trasą, „zapukać” do drzwi naszego bloga.
Tworzenie relacji między indywidualizmem i wysoką jakością bloga, a aktywnym istnieniem w sieci, to kamień milowy sukcesu na blogosferze. Musimy też pamiętać o… sobie. Co to znaczy? Np. to, by nie zmuszać się do wykonania kolejnego wpisu, tylko po to, aby zachować regularność w publikacjach. Jeśli danego dnia nie czujemy „natchnienia” – lepiej poczekać aż to, co jeszcze się klaruje, uzyskało taką formę, która nas zadowoli i poczujemy, że będzie odpowiednia do tego, by ją zrealizować.
Z drugiej strony – osoby, które są perfekcjonistami, mają tendencję do tego, by każdy wpis dopracowywać niemal w nieskończoność. Musimy pamiętać o tym, że zawsze można coś poprawić – koniecznie zatem pomyślmy o… następnym wpisie i „uwolnijmy” się od poprzedniego. Więcej autentyczności – mniej formalności: ta reguła sprawdza się nawet w przypadku blogów traktujących o kwestiach wysoce merytorycznych. Pamiętajmy, że blogi to jednak nie skrypty czy podręczniki.
Wpisy powinny być wartościowe merytorycznie, ale również ciekawe, a nawet zaskakujące. Nie przejmujmy się też nadmiernie statystykami, nie porównujmy ciągle siebie do innych – takie nastawienie potrafi zgasić każdy zapał, szczególnie, gdy pojawiają się „przestoje”. Jeśli porównujemy – to głównie do siebie – śledząc nasze pierwsze wpisy, na pewno zauważymy progres. Prowadźmy takiego bloga, który dla nas samych jest interesujący. Tak naprawdę – innej drogi do tworzenia atrakcyjnego bloga nie ma.
Artykuł powstał przy współpracy z DataLab – firmie specjalizującej się w odzyskiwaniu danych.